Rozświetlacz Mary-Loumanizer TheBalm
Od tego produktu oczekiwałam naprawdę dużo. Po przeczytaniu
setek artykułów o tym, jaki jest cudowny, drobno zmielony, tworzy efekt „tafli”,
postanowiłam się szarpnąć. Owe cudeńko kosztowało mnie 65zł + wysyłka. W niczym
nie jest w stanie dorównać mojemu najukochańszemu All Over Highlighter Essence
(12zł 2008r.), który ładnych parę lat temu został wycofany, ale że wychodzę z
założenia – przezorny ubezpieczony, właśnie te kilka lat temu zrobiłam zapasik
w razie zniknięcia produktu z półek. Wiem wiem, minęło 6 lat, ale myślę, że
ważne jest to, że produkt spełnia zadanie, nic mi na twarzy nie wyskakuje, więc
jest okej. Przeterminowanie w tym przypadku mogłoby oznaczać jedynie wypłowienie
pigmentu. Wracając do Mary-Lou, uważam, że w tym przypadku płacimy za retro
opakowanko ze ślicznym lustereczkiem i markę. Rozświetlacz trzyma się na
kącikach oczu około 3h, na policzkach podobnie. Nie powiedziałabym, że tworzy
efekt tafli, bo wpada w złote tonacje, a tafla kojarzy mi się raczej z zimnymi
podtonami srebra. Nie płacę tyle pieniędzy za to, żeby być pomalowaną przez 3h.
Jestem bardzo na nie. Dziwną sprawą jest to, że zachowuje się tak tylko na
mojej twarzy, bo klientki nie narzekają (może dlatego, że mi nie płacą, haha).
Podkład Revlon
Temat rzeka. Tyle wielbicielek ile hejterek. W składzie
alkohol, brak pompki, po zmianie formuły masakryczna konsystencja. SPF 15, co
działa in plus. Krycie dobre+. Co z trwałością i wykończeniem? Zależy od
humoru, tylko nie wiem czyjego, czy mojej cery, czy podkładu. Na ogół nie
zmieniam techniki makijażu z dnia na dzień, rano zazwyczaj biegam po domu, by w
ogóle zdążyć na uczelnię, a gdzie tam jeszcze kombinować z makijażem. Chociaż
przyznam, że dawałam mu wiele szans i nakładałam: palcami, gąbką lateksową,
gąbką Inglot, pędzlem Hakuro H50,H50s, dwuwłosiowym Elfem, kabuki Ecotools, flat
top Ecotools. W poniedziałek podkład wygląda cudownie jednolicie, stapia się ze
skórą, we wtorek wyglądam, jakbym nałożyła sobie na twarz kioskowy fluid i
posypała się kruszonymi ciasteczkami. W środę rano wyglądam cudnie, po 12:00
pytają, czy coś mi się stało z twarzą. Sory winetu, ale nie zniosę takich
huśtawek, wystarczy, że sama jestem humorzasta. Dodam, że kolor 180 Sand Beige
sprawia, że wygladam, jakby krew nie dopływała mi do głowy. Daje taki...siny
efekt, z kolei 150 Buff robi ze mnie truposzka.
Upiornie. Gdybym zapłaciła za niego 70zł, chyba wyrwałabym sobie serce.
Upiornie. Gdybym zapłaciła za niego 70zł, chyba wyrwałabym sobie serce.
Szczotka Tangle Teezer
Kolejny master strefy blogowej i jutubowej. „Włosy same rozdzielają się pod igiełkami, innowacyjne tworzywo pozwala domykać łuski włosa, włos nie jest szarpany, ślizga się, ergonomiczny kształt daje uczucie wygody” Jasne. Kupiłam tego oto bohatera na urodomanii, więc ryzyka podróbki brak.
„...włosy same rozdzielają się pod igiełkami” – nic się nie rozdziela, a owe igiełki po 2 miesiącach niecodziennego użytkowania powyginały się na wszystkie strony.
„...innowacyjne tworzywo pozwala domykać łuski” – chyba rybie, bo na pewno nie włosowe. Zwykły plastik w dizajnerskim kolorku i teksturze sprawia, że jesteśmy w stanie się nabrać na bajki.
„...włos nie jest szarpany” – to zależy od lekkości dłoni użytkownika, bo jeżeli potraktujemy mokrą czuprynę nerwowymi ruchami, to nawet Tangle Teezer nie pomoże. Jedyna różnica jaką w tej kwestii widzę między TT, a zwykłą szczotką to to, że wilgotny włos faktycznie dużo lepiej zachowuje się pod TT.
„ergonomiczny kształt daje uczucie wygody” – na samą myśl chce mi się śmiać. Nawet nie wiecie ile zabawnych sytuacji spotkało mnie z TT w łazience. Ten ergonomiczny kształt sprawia, że szczotka wyjątkowo chętnie wypada mi z ręki. Raz dostał nią w głowę mój narzeczony. Innym razem tak gruchnęła o wannę (godz.5:30), że usłyszał to chyba mój przemiły sąsiad, bo krzyknął bardzo brzydkie słowo na Q. Raz spadła mi na małego palca od nogi, wierzcie mi, to nie było miłe. Dużą rolę może grać fakt, że mam małe dłonie, no ale hejże! ergonomiczny kształt powinien chyba zadowolić każdego, nawet wymiarowo nie standartowego człowieka, prawda?
Koszt tej przyjemności: 45zł
Gąbka Inglot
Ach...Dużo by pisać. Producent obiecuje profesjonalne blendowanie i idealne rozprowadzenie makijażu. Inglot kolorem i kształtem wzorował się na Beauty Blenderze. Blenderem niestety z pewnością nie jest. Struktura przypomina zwykłą lateksówkę. Producent sądzi, że jest to specjalna jakaś tam tkanina. Oki, wierzę na słowo. Przed zmoczeniem gąbeczka jest szalenie twarda, po zmoczeniu znośna. Najbardziej bawi mnie dźwięk, który wydaje, przy nakładaniu podkładu. Określiłabym to jako walenie się po twarzy piłką tenisową. Markę Inglot kocham bezgranicznie za matowe szminki, bazy, podkłady, cienie – wszystko, ale tej gąbki zdzierżyć nie mogę. Cieszę się jedynie, że trafiłam na egzemplarz, który nie rozpadł się po kilku myciach, bo straciłabym 40zł. Staram się go używać, by przeżyć jakoś tak strasznie źle wydaje pieniążki.
Jajeczko EOS – naturalny balsam do ust
Cud, miód i fejm. Ślicznie wygląda na Instagramowych zdjęciach, ślicznie pachnie, ma śliczny skład, ale moje usta go nie lubią. Nic na to nie poradzę, nie działa. Nie nawilża, nie zmiękcza, nie odżywia. Zachowuje się jak zwykła wazelina, a wazelina za 30zł, to zdecydowanie za droga wazelina.
Alterra szampon&odżywka&maska Granat i Aloes
Podobnie jak EOS, przepiękny zapach, skład bardzo dobry, ale widać nie dość dobry dla moich włosów. Są po tej serii nadal puchate, nie miękkie, nie lśniące, takie o, jak to mówią na podlasiu. Faktem jest, że moje kłaczki kochają silikony, a tutaj ich brak, to może tłumaczyć tą niespełnioną miłość. Wydatek na szczęście nie duży, około 30zł za całą serię bez promocji.
Dajcie znać, co sądzicie o tych produktach, czy sprawdzają
się u Was, czy jesteście dziwne tak jak ja :)
N.
*źródło zdjęć: Internet